Utrata nieśmiertelności

Grafika warsztatowa może skłaniać do myśli o nieskończoności. Ciągłe kopiowanie, wielokrotne odbijanie tego samego, wytrawionego w metalowej płycie obrazu. Nieśmiertelność artystycznej wizji zdaje się gwarantować solidna matryca. A jednak nic nie trwa wiecznie.

Memento Mori pobrzmiewa w najnowszych grafikach Marty Ipczyńskiej – w seriach martwych natur z czaszkami i barokowymi aniołkami, a także w obrazach, na których przedstawia pawie. Symbole utopijnej wizji, nieskończonego, wiecznego życia. Lecz wyraz tych grafik nie jest ponury. Odważne kontrasty, żywiołowe akcenty barwne, dużo świetlistej bieli i groteskowy nastrój sprawia, że bije od nich witalna energia, twórcza radość i afirmacja życia.

Myśl o utracie nieśmiertelności jest rzeczywiście motywem przewodnim serii prac Marty Ipczyńskiej, jednak jak sama podkreśla, refleksja ta naszła ją raczej post factum. Symboli vanitatas użyła ze względu na ekspresyjne i plastyczne jakości, jakie oferuje uwspółcześniona barokowa estetyka. Z kolei paw nieprzypadkowo zakorzenił się w jej wyobraźni – to sprawa kamiennego pawiego pomnika, który od dawna dumnie strzegł koronowskiego ratusza, a całkiem niedawno „uciekł” do parku co wśród uważnych mieszkańców Koronowa, nie mogło przejść bez echa.

Prace z cyklu „Et in Arcadia (… )” to wręcz wizytówka Marty Ipczyńskiej. Odwzorowane w graficznej formie zdjęcia z rodzinnych albumów, zmultiplikowane w różnobarwnych wersjach, przywołują sentymentalny, swojski i popartowski klimat któremu dawała wyraz już w swoich starszych grafikach. Prywatna arkadia – rodzina, dom, rodzimy krajobraz. Być może niezbyt imponujący, a jednak dla wielu z nas najważniejszy. Artystka zawiera tę ambiwalencję w obrazie nieco banalnej, a zarazem wzniosłej panoramie Koronowa, której nie powstydziłby się romantyczny pejzażysta1.

Marta Ipczyńska lubi mariaże z tradycją. Dawną ikonografię, kanon malarskich gatunków, a przede wszystkim warsztat. Jej prace powstają prawie tak samo jak przed wiekami. Akwaforta i akwatinta to znane od XVI i XVII wieku, tradycyjne trawienne techniki. Wymagające wprawionej licznymi szkicami ręki i specjalistycznego obrazowego myślenia – lustrzanym odbiciem, negatywem, abstrakcją. To wreszcie twórczość wymagająca specjalnej pracowni. A ta wystawa pozwala nam zajrzeć do tego rzemieślniczego zaplecza.

Jednak graficzka nie stawia tradycji ponad nowe technologie. Korzysta przecież z fotografii, z właściwości ksera czy rastra. Nie ma z resztą wątpliwości, że nowoczesna w jej pracach jest choćby kolażowa forma i popartowa stylistyka. W końcu tym – zatopionym w soczystym różu – czaszkom w wyrazie bliżej diamentowej głowy Hirsta czy plakatowej czaszki Warhola, niż posępnej „Martwej Natury” Claesza.

Nie trudno o wrażenie, że prace Marty Ipczyńskiej przy całej swej, w gruncie rzeczy oszczędnej formie skrywają wiele niejednoznacznych historii. Ściśle prywatnych emocji i przeżyć, znanych wyłącznie samej autorce ale i treści uniwersalnych, które prowokuje choćby pojemna i wyrazista symbolika.

Sama artystka, patrząc na swoje prace odnajduje w nich co raz to nowe konteksty. Jak ten, który niesie ze sobą, tak często pojawiający się w jej pracach róż – kolor będący wariacją na temat czerwieni przełamującej tę fundamentalną czarno-białą graficzną tkankę, ale i kolor tradycyjnie utożsamiany z kobiecością. Z prac Marty Ipczyńskiej emanuje subtelna wrażliwość, elegancja i delikatna zmysłowość. Być może to nie przypadek, że, jak zauważa sama autorka, grafika w języku polskim jest rodzaju żeńskiego.

 

Justyna Gongała, październik 2016

 

1Praca „Et in Arkadia (…) nawiązuje do obrazu Nicolasa Pussina „Et in Arcadia Ego”